Po dlugiej podrozy przez Bruksele dotarlismy wieczorem do Agadiru. Pierwsze wrazenie: ale cieplo. A w Polsce nawrot zimy :)
Plan jest nastepujacy: dzis jedziemy do As-Sawiry. Najpierw z lotniska jedziemy do Inazkanu.
Taksowki wychodza drogo nna 2 osoby, wiec szukamy przystanku autobusowego. Oczywiscie zaraz znajduja sie przyjaciele, ktorzy pokazuja nqm gdzie jest... postoj taksowek (oczywiscie nie wiedza nic o zadnym autobusie...). Po krotkich negocjacjach jedziemy taksowka.
Taksowkarz gdzies nas wysadza, za bardzo nie wiemy gdzie, bo nie potrafimy NIC zrozumiec... Po chwili pojawia sie drugie wrazenie: szok. Ludzie placza sie wokol jakby zupelnie bez celu i nawoluja do czegos. Po pewnym czasie znajdujemy autobus do As-Sawiry. Ma odjazd 8:30. Gdy juz w spokoju czekamy na odjazd, zaczepia nas para z Belgii i proponuje jazde razem grand-taxi, bo autobus moze odjechac jak sie zapelni, a byl prawie pusty ;) Do grand taxi - mercedes "beczka", wsiadamy w 6 osob. oczywiscie 6 osob + kierowca ;) na poczatku Gosia malo nie krzyczy ze strachu; bo kierowca pedzi po zakretach jak szalony, raz lewym, raz prawym pasem. kierowca jest jednak mistrzem w swoim fachu i po chwili zasypiamy (poza Gosia, ktora czuwa zeby nie wypasc, bo siedzi przy drzwiach...)
Przed polnoca dojezdzamy na miejsce, dobrze ze z Belgami, ktorzy wiedza gdzie spac, bo miasto nie wyglada najlepiej w okolicach polnocy.
PS. Szkoda tylko ze nikt nas tu nie rozumie. Nawet nie rozumia jak wymieniamy nazwy miejscowosci....