Plan na noc był dość ambitny - przejechać na Rhone przez kilka alpejskich przełęczy. Pierwsza z nich z doliny Innu (Engandine) do Davos, następnie trasa wzdłuż Vorderrhein do przełęczy Furka i (jak się się okazało później) - Realp (na mapie wydawało się że to jedna przełęcz....).
Na pierwszej przełęczy niespodzianka - bus Pana Bogdana odmówił posłuszeństwa. Wyszło na to, że chłodnica puszcza wodę, a samochód nie chce się chłodzić powietrzem.... Echh ten nowoczesny sprzęt. W trabancie to nie było potrzebne :P
Okazało się również, że w Davos o 3 nad ranem nie działa żaden warsztat samochodowy ;)) Tak więc dolewając do chłodnicy Żywiec Zdrój, jechaliśmy dalej. Niestety do Rhone nie udało się dojechać i biwakowaliśmy po drodze.
Rano obudził nas koleś przerzucający drzewo z jednej przyczepy na drugą (przy której się rozbiliśmy). Okazał się nastawiony pokojowo, i nawet się uśmiechnął jak Kornel na dowidzenia zawołał do niego "ciao muchacho" ;)
W okolicach południa, po przebiciu się przez wszystkie przełęcze udało się dojechać nad Rhone. Odcinek Grengiols-Morel. Woda średnia. Kluczowe katarakty, opisywane jako WW 4-5, można było oglądnąć z drogi. To chyba było błędem, bo stwierdziliśmy, że jedziemy dalej :(
Następny odcinek, Morel-Brig, był opisywany jako WW 3. Woda średnia, ale 100 kubików. Przy okazji dokleił się do nas jakiś kajakarz na króciaku, i po przepłynięciu kilkuset metrów już był zadyszany ;) Dziury robiły się wielkie, ale chyba wszystkie puszczały (przynajmniej te, do których zdarzało nam się wpłynąć).
Trochę zmęczeni kolejnym dniem teoretyzowania, objęliśmy kierunek: Aosta.